Teraz, gdy już się wyżyłam na dzien dobry przy pierwszym wpisie, zacznijmy analizowac wszystko po kolei.
Jest dobrze. Przynajmniej próbuję przekonać samą siebie. Alkoholu na widoku jakby mniej. A może ja po prostu nie chcę go widzieć? Zabawne... Przez ostatnie półtorej roku wylałam wiecej łez niż przez całe wcześniejsze życie... hm... Czy ja naprawdę jestem tak przewrażliwiona? Wystarczy, że tylko zacznę myśleć... Łzy pojawiaja się same... Choinka, stół wigilijny, opłatek.... krzyki, łzy, ból... Śmiertelny cios. Tę ranę będę nosic do końca życia. Nie wiem jak będzie. Skad wziąść pieniądze? Jak sama znaleźć pracę? Wysłałam powieść na konkurs... ale z tym nie wiążę jakichś wiekszych nadziei. Marna ze mnie raczej pisarka. Chciałabym mu jakos pomóc, ale boję się... Boję się powiedzieć... Tato, proszę cie, nie pij. Marnujesz życie sobie i nam. Boję się... Boje się ze coś mu sie stanie. W końcu jest wrażliwy.... tak jak ja... Zamykam się w sobie. Rzadko już coś mnie cieszy... Są takie momenty, gdy choć na chwilę wynurzam się z otchłani przygnębienia, ale rzadkie. Martwi mnie tez, że przez wlasne problemy stalam się nieczula i oschla. Nie potrafie pocieszać... Jest mi głupio... Przychodzi do mnie koleżanka, i płacze bo jest beznadziejnie zakochana w Nicku Carterze. Wiem, ze cierpi. Ale mnie to aż tak nie obchodzi. Zmuszam sie na uśmiech, ale co mam jej powiedzieć. Że ma się nie martwić, bo kiedyś go spotka i bedą razem? Jakieś nieporozumienie. Nie mogę łudzić jej takimi bzdurami. Ona przychodzi coraz częściej, a ja coraz częściej osuwam się przy niej w otchlań odrętwienia. Może to nieczułe. Może jestem głupią kurwą. Ale nie potrafie przeżywac tego jej problemu razem z nia. Dla mnie jest on błahy...Być moze gdyby moje problemy nie były takie jakie są, moze potrafiłabym się przejąć. Nie wiem. Jestem bezsilna. Coraz częściej zaszywam się w moim pokoju. Zakluczam drzwi. Nie żeby sie uczyć. Nie jestem w stanie się uczyć. Myśle o tym co będzie... O tym że stracimy ten dom, stracimy wszystko co mamy... Odbija sie to na moich ocenach w szkole. Nabawiłam się choroby serca. Mój organizm jest wyjałowiony i podatny na choroby... Mam nerwicę... Nic mi se nie chce. Zwijam sie w kłębek w kącie łożka. Czuję oddech Ezahiela na ramieniu. Jego skrzydła otaczają mnie i tulą. On płacze. Ja płaczę. On jest bezsilny, bo nie moze mi pomóc. Ja jestem bezsilna. Patrzę w przestrzeń... Widzę... Widzę...jedynie.... mrok.....